loading

ZADZWOŃ:

600 696 758

Kajaki Swory

Rzeka Kuśnia (Kuźnia) i Rudą

Spływ kajakowy



KUŚNIA I RUDA prawy dopływ górnej Brdy
(dla zaawansowanych admiratorów przyrody)

Wysepki na Kuśni
Wysepki na Kuśni
Dwie wyspy na kuźni
Dwie wyspy na kuźni
Kuśnia prawy dopływ Brdy
Prawy dopływ Brdy
Wąska rzeczka Kuśnia
Wąska rzeczka Kuśnia
Ławice wodorostów na Kuśni
Ławice wodorostów
Rzeka Kuśnia przy uroczysku Dwa Mostki
Przy uroczysku
Kuśnia w pobliżu Dwóch Mostków
Dwa Mostki
Kuśnia w okolicy ruin młyna
Ruiny młyna
Kuśnia meandruje w głębokim wąwozie
Kuśnia meandrująca
Rzeki Kuśnia i Ruda łączące się
Kuśnia i Ruda
Ruda poniżej Dwóch Mostków
Poniżej Dwóch Mostków
U źródła rzeki Rudej
U źródła rzeki Rudej
Ruda przy Dwóch Mostkach
Przy Dwóch Mostkach
Rzeka Ruda Dwa Mostki latem
Rzeka Ruda, latem
Rzeka Ruda Dwa Mostki zimą
Rzeka Ruda, zimą
Ruda za mostkami
Ruda za mostkami
Rozlewiska rzeki Ruda
Rozlewiska rzeki Ruda
Lasy nad górną Brdą
Lasy nad górną Brdą
Okolice wsi Rudniki, latem
Wieś Rudniki latem
Okolice wsi Rudniki, zimą
Wieś Rudniki zimą
Brda przy Garbatym Moście
Brda - Garbaty Most


OKOLICA

Lasy w dorzeczu górnej Brdy należą dziś do najpiękniejszych i najmniej spenetrowanych na całym Pomorzu. To między innymi efekt „odwiecznego pogranicza”, jakim były te tereny na przestrzeni dziejów. Nawet w XX wieku przebiegała w pobliżu granica polsko-niemiecka, następnie obszar stanowił rubież przy granicach podziałów administracyjnych – choćby dawnego województwa koszalińskiego i bydgoskiego, późniejszego słupskiego z gdańskim, etc. Takie fakty rzutowały na wolniejszy niż gdzie indziej rozwój infrastruktury, osadnictwa, także na znikomą rozpoznawalność zapomnianej enklawy. Po II wojnie światowej znaczne ugory pomiędzy istniejącymi borami zalesiono, co w i tak słabo zamieszkanej okolicy scaliło niemały kompleks lasów.
Obecnie znajduje się tu zaledwie kilka wsi i mniejszych osad, a jedyny ruch turystyczny koncentruje się na spływach kajakowych Brdą, rzadziej przy nielicznych większych jeziorach.

Mamy więc do czynienia z terenami wymarzonymi do kajakowej, rowerowej czy pieszej eksploracji – dla wymagających, aktywnych i pragnących uciec w ciszę, w przyjazne ramiona polskiej przyrody. Dodatkową atrakcją – oprócz nieograniczonych możliwości dla turystyki kwalifikowanej – jest tu bogactwo darów natury, lasów i wód: rozległe połacie jagodowisk, grzybodajnych zagajników, obfitość ryb.

Trudno uniknąć wątpliwości, czy promowanie mniej znanych rejonów i uroczysk tak niezmąconych enklaw pomorskiego krajobrazu – czy to nie niedźwiedzia przysługa dla sielskiego status quo. Niestety, bardzo różne doświadczenia przypominają nam o niepożądanych, nieodpowiedzialnych zachowaniach na szlaku: o bezmyślnym zaśmiecaniu, odpadach z folii i tworzyw sztucznych, biwakowaniu i rozpalaniu ognia w miejscach niedozwolonych, hałasie czynionym przez intruzów, którzy mieli być tylko gośćmi natury.

Dedykujemy poniższy rozdział kajakarzom, potrafiącym z pokorą i w hołdzie dla dziewiczej przyrody, przemykać niezauważenie – „po indiańsku” – nie pozostawiając za sobą śladów.


KUŚNIA ZWANA KUŹNIĄ ZWANA RUDĄ

Istnieje pewien problem formalny, zachowany do dziś z powodu znikomego znaczenia i wielkości omawianej rzeczki. Otóż na popularnych mapach z różnych okresów po 1945 roku, ten niewielki dopływ Brdy opisywany bywa zamiennie: raz jest to KUŚNIA, kiedy indziej RUDA. Natomiast dokładniejsze mapy topograficzne czynią pewną różnicę. Odcinek źródłowy, od okolic dużego jeziora Dymno w pobliżu wsi Koczała, nazywany jest Kuśnią (rzadziej Kuźnią). Po mniej więcej 10 km zasila go z prawej strony prześliczny, dwukilometrowy ciek o nazwie Ruda. Obie rzeczki łączą krystaliczne nurty przy zacisznym uroczysku DWA MOSTKI. Odtąd na mapach figuruje już zwykle nazwa Ruda, czasami z Kuśnią (Kuźnią), jako drugą, w nawiasie.

W lasach nad górną Brdą królowa Borów Tucholskich przyjmuje z obu stron wody kilku pomniejszych dopływów, z których do najpiękniejszych i sporadycznie eksplorowanych przez kajakarzy należą: od lewej Lipczynka, od prawej Modra (ze strumieniami: Puczków, Laskowiec, Bielskim), potem Ruda (z Kuśnią). Wymienione cieki niczym nerwy boczne liścia, łączą zagubione źródliska, młaki, bagienka, leśne jeziorka, polany – w krainę wyjątkowej urody, cichą i niezadeptaną. Okażmy jej szacunek, zachowajmy respekt dla przyrody.


SPŁYW

Rzeka Ruda (z Kuśnią) charakteryzuje się dużą zmiennością stanów, wahaniami poziomu wody, dynamiką szerokości koryta. W związku z powyższym, na przestronniejszych rozlewiskach i płyciznach okresowo może być konieczne przeciąganie kajaka. Dla koneserów ustronnych tras i admiratorów przyrody, eksploracja całego szlaku – najlepiej do połączenia z Brdą – stanie się atrakcją zapewne na 7 do 10 godzin. Jest to więc wyprawa na większość dnia...

Spływ powinno się rozpocząć przy mostku w osadzie PŁOCICZ, położonej na skraju ogromnej polany, mniej niż 5 km na południe od dużej wsi Koczała. Rzeczka Kuśnia (Kuźnia) – bo tak ten odcinek się nazywa – powyżej tego miejsca jest ciekiem kapryśnym, ze zbyt niskim poziomem wody, wąskim i w większości przecinającym mniej ciekawe, tereny rolnicze.

Już 300-500 metrów poniżej Płocicza, Kuśnia (Kuźnia) na dobre wdziera się w przepastny las, na wschodzie łączący się z największym w Polsce kompleksem Borów Tucholskich, na południu i południowym zachodzie dochodzący do Puszczy nad Gwdą i Borów Krajeńskich.

Rzeczka ma tu średnio 3-5 m szerokości, momentami więcej. Z czasem te rozmiary ulegają zwiększeniu, podobnie jak głębokość tworzonego przez nią wąwozu. Brzeg po prawej stronie jest zdecydowanie łagodniejszy i niemal bez wyjątku porośnięty żywicznym sosnowym borem z kępami wszędobylskich jałowców. Nic tylko wdychać woń eterycznych olejków i oddawać się kuracji bakteriobójczych fitoncydów!

Po lewej wznosi się coraz wyższa skarpa, w kilku miejscach przedzielona naturalnym tarasem, porośnięta już lasem mieszanym z efektownymi, pomnikowymi drzewami liściastymi. Ten typ szaty roślinnej, coraz częstszy w miarę przemieszczania się w dół rzeki, sprawia, iż gro z nielicznych na szczęście eksploratorów Kuśni i Rudej rekomenduje wyprawę jesienią, kiedy ekstremalna feeria barw dopełnia i tak niecodzienne wrażenia estetyczne.

1,5 km od rozpoczęcia spływu w Płociczu, docieramy zwężającym się korytem – z kamienistym, coraz płytszym dnem – do mostu drewnianego i widocznych tu i ówdzie śladów (ruin) dawnego „młyna”.
Niepozorne, a jednak jest to miejsce szczególne. Zgodnie z danymi ze starych niemieckich map topograficznych, instalacje, które w historycznych czasach wykorzystywały tu energię rzeki, zasilały i młyn, i kuźnię o kluczowym znaczeniu dla sąsiedztwa. Stąd „cechowe” nazwy sprzed roku 1945: Hammerfließ dla rzeki (i dziś nazywanej coraz częściej „Kuźnia”), dla osady Płocicz (wcześniej Hammer [młot]), czy Mühlenteich dla nieistniejącego obecnie zalewu, tuż powyżej mostu przy „młynie”.

Z dekady na dekadę wytrwałe siły przyrody zacierają ślady po przeszłej, ludzkiej aktywności. Tylko leśnicy i bobry demonstrują dziś jakąkolwiek inżynierię otoczenia. Mijając takie miejsca, z podstawową wiedzą o ich historii, warto się nie spieszyć. Także w kajakach...


DOLINA KUŚNI (KUŹNI)

Wiele łagodnych zakrętów w wąwozie Kuśni (Kuźni) prowadzi teraz w prawdziwy interior, do uroczysk – co zabrzmi górnolotnie – ocalonych przed człowiekiem i jego machiną cywilizacyjną. Autor tego tekstu był pewnego wieczora świadkiem sceny „bajkowej”, jak wyjętej z wiejskiej makatki... Oto na środku rzeki, w obrębie tzw. ławicy śródrzecznej (kępy), urokliwej wysepki obrośniętej trzcinami, paprociami, olszą i pierwszymi brzozami, żerowały w jednym rzędzie: sarna, kozioł sarny i żuraw. Zwierzęta brodziły na przestrzeni kilku metrów – obok siebie – a sytuacja miała miejsce tuż po zachodzie słońca, przy akompaniamencie śpiewu licznych ptaków, żegnających dzień między gałęziami sąsiednich drzew.

Opisane miejsce znajduje się ok. 3,5 km poniżej osady Płocicz i niecałe 2 km za ruinami młyna.

Dolina Kuśni (Kuźni) jest tu głęboka i szeroka. Z lewej strony konsekwentnie wznosi się wysoka skarpa, sięgająca miejscami 20 metrów, z prawej brzegi są łagodniejsze. Koryto rzeki gdzieniegdzie otwiera się nawet na kilkanaście metrów, a dno jaru nierzadko na dwa i trzy razy więcej. Właśnie dzięki temu, znalazło się tu miejsce dla paru wspomnianych wysepek. Pod płytkim nurtem kołyszą się imponujące kolonie wodorostów, roślinności dennej, niekiedy do dwóch, trzech metrów od brzegu dublowanej przez gęsty płaszcz flory, wdzierającej się na płycizny.
Latem i z początkiem jesieni te „rafy” zieleni tworzą najefektowniejszy, zapierający dech, widok...


DWA MOSTKI

6 km od osady Płocicz znajduje się uroczysko, którego niepowtarzalna aura wyczuwalna jest najbardziej z... leśnej drogi. Dlatego warto na kilkanaście minut, np. dla rozprostowania nóg, przerwy na posiłek, czy po prostu dla lepszego poznania piękna tej enklawy – przycumować z lewej strony, tuż przy solidnym drewnianym moście.

Widok w dół i w górę rzeki, z nieco wyższej od kajaka perspektywy – z mostu na Kuśni – godny jest niejednej pamiątkowej fotki. Rzeka przeciska się tu przez wszechobecne kępy trzcin, na mieliznach czesze bujne łany soczystozielonych wodorostów, podmywa lekko zabagnione brzegi, porośnięte niewysokimi drzewami, w pierwszym szeregu olszą, wierzbą, dalej brzozami, jarzębami, sosnami i coraz liczniejszymi świerkami.

Ale uroczysko nie na darmo nazywa się DWA MOSTKI...

Jesteśmy na dnie szerokiej niecki, gdzie kilkadziesiąt metrów poniżej wspomnianej przeprawy, z prawej strony do głównego nurtu docierają krystaliczne wody przepięknego, leśnego dopływu. Obie rzeki tworzą w graficznym uproszczeniu kształt litery „Y”, której górne ramiona przecina w poprzek leśny dukt, stromo schodzący na dno niecki. To właśnie tu, w odstępie plus minus stu metrów, najpierw znany nam most na Kuśni, potem mniejsza, zarastająca okresowo mchem drewniana konstrukcja, dają asumpt dla nazwy tego miejsca.

Dlatego warto od zalecanego punktu cumowania, przejść drogą w prawo – półminutowym spacerkiem – by zobaczyć drugi mostek. I „baśniowy”, naprawdę wyjątkowy widok na wiecznie zielony strumień (vide: zdjęcia zimowe).

Dla jadącego lub idącego duktem od południa – z góry na dno doliny – to taka „pierwsza komnata” uroczyska. Oprawa tego magicznego miejsca bywa w przedwieczornej, bezwietrznej ciszy, świadectwem najwyższego kunsztu najdoskonalszego z kreatorów. Rozdające cień i zatrzymujące wilgoć świerkowe chojary, kolonie soczystych mchów między korzeniami tychże, gęstwa przybrzeżnych paproci i traw, zwarte kożuchy rzęsy wodnej, a nawet oryginalne, lilipucie grzyby i porosty (również gdzieniegdzie na belkach mostu) to tylko pierwsze z zapamiętanych detali.

By podkreślić wyjątkową aurę tego odludnego zakątka, autor niniejszego opisu przyznaje, iż już w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych, wraz z pracownikami leśnymi natrafił w pobliżu (kilkanaście metrów od mniejszego mostu) na tropy i odchody wilków, niedojedzoną padlinę jelenia tudzież wspaniałe poroże (tzw. czternastaka!).

RUDA

Kiedy przepłyniemy kajakami poza przeprawę na Kuśni (miejsce ewentualnego cumowania w uroczysku Dwa Mostki), po prawej stronie główny nurt zasila, wspomniany wyżej, urokliwy leśny strumień. To źródłowy odcinek Rudej, która – choć jej prąd słabszy, a sam ciek krótszy i węższy – od teraz narzuca swoją nazwę połączonym wodom.

Ruda (z Kuśnią) poniżej „Dwóch Mostków” to już łagodniejsza rzeka. Przeważnie płynie szeroką, płaską doliną, a kilkadziesiąt metrów na prawo i lewo – do krawędzi lasu – zajmują łąki, potem pastwiska. I choć zapowiada to pierwszą, rolniczą ingerencję człowieka w nabrzeżny krajobraz, najbliższa osada ukaże się po prawie 5 kilometrach wiosłowania. A widoczny stale w zasięgu wzroku las, kompletna cisza, sielankowy nastrój otoczenia, mogą zadowolić poetów, artystów i marzycieli – szczególnie tych z wielkich miast.

11-12 km od startowego wodowania (vide: Płocicz) dopływamy do niewielkiej wioseczki – dziś właściwie przysiółka – SUSZKA. Statystycznych pięćdziesięciu mieszkańców należałoby tu szukać z megafonem, a po zmierzchu ze świecą. Jednak kilka schludnych zabudowań o szachulcowej konstrukcji i pobielonych ścianach, niejednemu estecie może zawrócić w głowie. Uroku dodaje kameralne biesiadowisko (ławy, stoły, wiata) przy stareńkim dębie, na prawym brzegu rzeki, tuż przed przeprawą lokalnej szosy Sporysz–Lipczynek–Lipnica.

Za mostem (w Suszce) jedynej znaczącej drogi utwardzonej, przecinającej szlak Kuśni i Rudej, rzeka dość dynamicznie meandruje: z prawej strony bezpośrednio ograniczając wielkie połacie lasów, z lewej prowadząc równoległy, stumetrowy pas łąk, zamknięty od północy kontynuacją przepastnych borów.

Przez następne 2,5 kilometra można doliczyć się 25 mniejszych i większych zakrętów, a nic – dosłownie nic w sąsiedztwie – nie mąci radości z eksploracji niemalże „praojcowskiej”, zamierzchłej krainy, na straży której trwają pomnikowe drzewa lub ich dumne kikuty.

Dopływamy do małej wioski RUDNIKI, przypiętej do świata za pomocą wąskiej, ślepej nitki asfaltu, zupełnie nieprzejezdnej podczas śnieżnych zim. „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?” - chciałoby się zachęcić cytatem z „Dziadów” A. Mickiewicza wszystkich outsiderów, survivalowców, wędrowców zapatrzonych w „Siekierezadę” Edwarda Stachury...

Z perspektywy kajaka Rudniki to odosobniona wieś na trasie całego spływu. Bo trudno do tej kategorii zaliczyć kilka rozrzuconych zabudowań Płocicza czy Suszki. Mimo tego, szerokie zakola Rudej i bliskiej już Brdy, także rozległe młaki i bagienka wokół, izolują osadę (vide: dokładniejsze mapy) od tętna gminnych tudzież powiatowych problemów. Przynajmniej tak to nadal wygląda. U zapoznanych eksploratorów Rudniki mogą sprawiać wrażenie pierwszej cywilizacyjnej „latarni morskiej”. Gdy zerkają w wielkoskalowe mapy, gdzie mimo woli zmotoryzowani przybysze doświadczają „przejechania bocznej drogi” (na jedynej ważnej w rejonie szosie Brusy-Czarne); gdzie w końcu odnajdują na moment stachurowe „Zagubinowo”.


PTASIA DELTA I... GDZIE ZAKOŃCZYĆ

Kolejne 3 km to najniższy, „deltowaty” fragment Rudej, kluczącej leniwie między hektarami podmokłych lub od dawna meliorowanych łąk. Jednak tu i ówdzie, między wyspami szuwarów i wierzbowych zarośli, ocalały niewielkie bagienka, małe jeziorka, starorzecza, rozlewiska. To ulubiony habitat wielu gatunków ptaków, ze wszystkich zwierząt najbardziej rzucających się w oczy, podczas spływu. Do codzienności należy zbieżny „rejs” tudzież mijanka z liczną familią łabędzi, kaczek...
Wyprawę na Kuśnię i Rudą kolejny raz zalecamy wielbicielom dzikiej przyrody, których nie znudzi ospały teraz prąd rzeki, w zupełnie płaskim, rzekomo „monotonnym” krajobrazie.

Dlatego, kiedy nadejdzie moment podjęcia decyzji „gdzie finiszować [?]”, tych „ambitniejszych” eksploratorów powinna skusić możliwość kontynuowania spływu jeszcze przez ok. godzinę, po wpłynięciu Rudej do Brdy (ok. 3-3,5 km za Rudnikami). Należy skręcić w prawo – z głównym nurtem królowej Borów Tucholskich – i przez ponad 6 km oddać się przyjemności pokonywania naprawdę łagodnych meandrów. Sielankowa dolina – z trzcinami, wysokimi trawami, łąkami kumulującymi wilgoć spod niewysokiej skarpy brzegów – doprowadzi nas w pobliże sławnego przed laty rezerwatu kormoranów i czapli k. PAKOTULSKA. Wkrótce dopłyniemy też do zgoła „kultowego” uroczyska DOLINKA.
Jest to niezwykle efektowne miejsce: wybudowanie i most dla spadającej tu ze wzgórz „na złamanie karku” szosy Brusy-Czarne, która rowerzystom może przypominać strome górskie zjazdy i serpentyny. 500 m dalej Brda uchodzi do kompleksu prawdziwie dużych jezior: Szczytno, Krępsko, Końskie. Ale to już fragment innego szlaku kajakowego – vide: Brda, górna Brda.

Alternatywną propozycją zakończenia spływu bywa (zbyt pochopnie wybierane) popłynięcie w lewo za za ujściem Rudej do Brdy (a więc pod prąd Brdy!). Po mniej niż kilometrze możemy jednak wygodnie cumować na prawym brzegu, w pobliżu tzw. „GARBATEGO MOSTU”, bardzo popularnego przystanku wśród kajakarzy. Przeprawą biegnie ruchliwa szosa z Człuchowa i Przechlewa do Miastka – i stąd łatwo odebrać każdą ekipę oraz sprzęt.


TEKST
- z przyjacielskim pozdrowieniem dla Brzozowego Zacisza - Krzysztof Staniszewski